PERIOD OŚMNASTY


Pisać czy płakać będę, czy oboje razem,

Nieznośnego frasunku zmieszany obrazem?

Płakać oko, a serce wielkość mojej szkody

Pisać każe: nie masz łez z inkaustem zgody.

Piszę przecie i płaczę, a co większa, śpiewam:

I rymy, i litery gorzkim płaczem zlewam.

Gra Samson nieszczęśliwy, choć mu niewesoło

Głowę z włosów i z oczu obnażono czoło,

Skacze, choć ślepy, mściwe ciesząc Filistyny,

Już, już śmierci od domu czekając ruiny.

Śpiewam i ja mizerny, jakowym więc krzykiem

Smutny łabędź pod ostrym świat żegna kozikiem;

Śpiewam i krwią z rannego serca sztychów wielą

Wylewam swą na papier skargę z Filomelą.

Dalila z Samsonowej, Scylla z Minosowej,

Mnie śmierć wystrzygła z głowy on włos purpurowy,

Wszytkich mych szczęśliwości zakład, sił i fortun;

Śpiewać przecie Apollo, niewczesny importun,

Przymusza, gdy tak ciężkie opłakuję plagi;

Kto znowu poróść może, jam do śmierci nagi!

Wywróciła tyranka, na których się stary

Dom mój wspierał, choć mocne zdały się, filary.

Ach, Stefanie, synu mój, łzami i okupem

Nie wrócony! tyś ci to domu mego słupem;

Niechajże razem z tobą tak straszną ruiną

Żywot, zdrowie i wszytkie me pociechy giną.

Ślepym jest: śmierć mi twoja wyłupiła oczy;

Trudno patrzyć, komu śmierć źrenice wytoczy:

Nic nie widzę przed sobą, tylko grób i mary.

Próżno mi przyjaciele kładą okulary

Świeckich pociech, bowiem ja nic nie widzę, co by

Mogło mnie z tak okrutnej podźwignąć choroby;

Wżdy śpiewam, wybijana choć już na zegarze.

Nie masz cię, nie masz, serca mego bezoarze!

Precz, precz wszyscy lekarze, precz apteki, bo tu

Tylko z samego nieba trzeba antydotu:

Ten doktor, który ranił, i zagoić może.

Gdy mi mego Stefana przywrócisz, o Boże,

Wtenczas dopiero przejżrę, wtenczas mi się wrócą

Wesołe dni, po których me lamenty nucą.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz